Okres epidemii COVID-19 i wprowadzona wówczas nauka zdalna w szkołach może mieć zgubny wpływ na rynek pracy. Zaległości w nauce wywołane lekcjami na odległość są problemem bowiem nie tylko tu i teraz dla uczniów, lecz mogą mieć również potężne przełożenie na rynek pracy i PKB. Przed takim scenariuszem ostrzegają eksperci Uniwersytetu Warszawskiego w raporcie o ekonomicznych skutkach zamknięcia szkół podczas epidemii COVID-19.
Co zatem powinniśmy wiedzieć o skutkach zamknięcia szkół w kontekście przyszłości rynku pracy?
Badacze Uniwersytetu Warszawskiego i Banku Światowego zajęli się problematyką ekonomicznych skutków zamknięcia szkół podczas epidemii COVID-19. Z ich raportu powstałego na podstawie badań PISA nadzorowanych przez OECD wynika, iż edukacja zdalna w okresie epidemii odbije się na przyszłych pokoleniach pracowników, a tym samym nie obejdzie się również bez strat dla całej gospodarki.
Same badania PISA mierzą postępy 15-latków w takich porównywalnych dziedzinach, jak:
- matematyka
- czytanie ze zrozumieniem
- nauki przyrodnicze
Naukowcy podczas analizy zestawili te wyniki z wynikami warszawskich uczniów w wieku 15-17 lat, które ci osiągali w 2021 roku.
Jak podkreśla dr Tomasz Gajderowicz, współautor badań z Evidence Institute i Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego, by skutecznie leczyć, należy najpierw przeprowadzić badania. By mieć z kolei pełen obraz sytuacji w edukacji, standaryzowane badania diagnostyczne powinny być przeprowadzone w skali całego kraju. Niestety jednak przedstawiciele resortu edukacji nie byli tym zainteresowani.
W tym kontekście wyniki warszawskich uczniów, należących przed epidemią do światowej czołówki, wypadły w roku 2021 o 20 do 40 pkt. słabiej na skali PISA niż w badaniach przed epidemicznych. To strata, która przekłada się na równowartość około dwóch zaprzepaszczonych lat edukacji. Są to dramatycznie niższe wyniki niż uczniowie uzyskiwali jeszcze w roku 2018. Podkreślić należy również, iż z dużym prawdopodobieństwem w mniejszych miastach i wsiach luka edukacyjna jest jeszcze większa, gdzie przecież nie wszyscy mieli odpowiedni sprzęt czy też dostęp do Internetu.
W tym kontekście niestety mechanizm przełożenia się luki edukacyjnej na gospodarkę i zarobki wynika natomiast wprost z produktywności. Zatem niższy poziom kapitału ludzkiego w gospodarce, który buduje się poprzez edukację, oznacza nieco niższą produktywność, czyli mniej efektywne działanie na rynku pracy.
Generalnie oczywiście nie wiemy, jak zmieni się rynek pracy i jak będzie on wyglądał za kilka lat, jednakże wydaje się, iż podstawowe umiejętności, które są mierzone w międzynarodowych badaniach PISA, jak chociażby czytanie ze zrozumieniem, rozumowanie matematyczne oraz wiedza o świecie, nadal będą podstawą na rynku pracy.
W tym kontekście Polska dość długo utrzymywała okres zamknięcia szkół, gdyż w sumie było to 43 tygodnie. Przed nami były tylko Czechy (46 tygodni), a w większości krajów czas zamknięcia szkół nie przekraczał 40 tygodni.
Co jeszcze ma znaczenie w kontekście negatywnego wpływu na przyszły rynek pracy?
Poza długim okresem nauki zdalnej niewątpliwie negatywne skutki wywołuje również reforma edukacji z 2016 roku, w wyniku której zmniejszono o rok czas wspólnej edukacji ogólnokształcącej dla wszystkich. Obecnie bowiem po szkole podstawowej dochodzi do rozwarstwienia szybciej. W poprzednim systemie 15-latkowie byli w trzeciej klasie gimnazjum, po której dopiero dokonywali wyborów różnorodnych ścieżek edukacyjnych, a tymczasem dziś w tym wieku wybór mają już za sobą i już są rozproszeni w szkołach branżowych, liceach i technikach.
Jak podkreśla dr Tomasz Gajderowicz, niewątpliwie uproszczeniem byłoby powiedzenie, iż lepiej z edukacją w okresie epidemii poradziły sobie bogate kraje Zachodu. Przykładem krajów z naszego regionu jest chociażby Estonia, która doskonale poradziła sobie z przejściem na naukę zdalną. Z drugiej strony mieliśmy na przykład Francję czy też Szwecję, które zdecydowały się na szybkie otwieranie szkół, a już zwłaszcza podstawowych.
Z kolei Małgorzata Lelińska, dyrektor departamentu funduszy unijnych i edukacji cyfrowej Konfederacji Lewiatan, podkreśla, iż jest jeszcze jeden istotny czynnik mający wpływ na przyszłość gospodarki i rynku pracy – mianowicie stan psychiczny dzieci. Niezadbanie o dobrostan długofalowo również może mieć bardzo negatywne konsekwencje. Dzieci powróciły do przepełnionych szkół, gdzie standard i jakość nauki nie są już takie jak przed laty. System edukacji nie jest nastawiony na dbanie o zdrowie psychiczne dzieci, co przekłada się na uczenie i kreatywność.
Jerzy Wiśniewski, ekspert do spraw polityki edukacyjnej, zastrzega, iż mówienie dziś o tym co będzie w przyszłości jest obarczone dużym grzechem spekulacji. Zaznacza on jednak, iż urzędnicy Ministerstwa Edukacji nie wyciągnęli lekcji z okresu epidemii. Owszem, były zaplanowane godziny czarnkowe czy dodatkowe zajęcia, ale ze szkół płyną sygnały, że nie przyniosły one rezultatów. Były one bowiem próbą wtłoczenia na szybko do głów tego, co nie udało się na zdalnym nauczaniu zniechęconym uczniom przez równie zniechęconą i zmęczoną już wszystkim kadrę. Niewątpliwie też, poza przedmiotem biznes i zarządzanie, zabrakło zmian jakościowych, czyli wykorzystania nowoczesnych narzędzi w nauce i postawienia szerzej na projektowe myślenie.
Co jeszcze ma znaczenie w kontekście przyszłego rynku pracy i zaniedbań na polu edukacji w ostatnim czasie?
Generalnie urzędnicy Ministerstwa Edukacji nie zgadzają się z tak radykalną diagnozą postawioną przez autorów opracowania. Podkreślają oni, iż podjęto wiele działań mających na celu zmniejszenie negatywnych skutków epidemii dla uczniów poprzez chociażby dodatkowe godziny zajęć, które mogły realizować szkoły oraz w zakresie zwiększonej pomocy psychologiczno-pedagogicznej. Celem, który przyświeca wszystkim tym działaniom jest realne dobro uczniów, a nie jedynie aspekt utylitarny, który polegałby na sprowadzeniu całej edukacji do kwestii związanych z rynkiem pracy i zatrudnieniem.
Zdaniem Pawła Dobrowolskiego, głównego ekonomisty PFR, generalnie nie ma badań, z których bezspornie wynikałoby, iż w perspektywie nadchodzących lat epidemia przełoży się na gorszą jakość pracowników wchodzących na rynek pracy. Są natomiast już takie, które pokazują, iż dzieci z obszarów objętych wojną, mające nawet wieloletnie braki w nauce, są w stanie je nadrobić, jeśli trafią do dobrej szkoły.
Problem jednak tyczy się polskiej edukacji, w której nie dzieje się dobrze i to co najmniej od dwóch dekad. Generalnie edukacja jest w fazie zmian, które raz pchają ją w kierunku demokratycznym, a innym razem w kierunku zwanym pruskim modelem kształcenia. Chwiejność ta niestety ma przełożenie na jakość nauczania i wręcz skutkuje tym, iż polska szkoła jest po prostu nijaka. Scentralizowany model edukacji sprawia ponadto, iż nie uwzględnia się indywidualnych potrzeb dzieci, które przecież przebywają w różnych środowiskach. To, który system jest lepszy, zależy od tego jaką gospodarkę chcemy mieć, Jeśli nowoczesną, opartą na nowych technologiach, to model edukacji stawiający na kreatywne myślenie i współdziałanie jest zdecydowanie bardziej komplementarny.
Generalnie nie warto demonizować wyników badań, z których wynika, iż epidemia i reforma edukacji będą miały aż tak negatywny wpływ na przyszłe pokolenia i poziom PKB gospodarki Polski. Nie wiemy jak rynek pracy będzie wyglądał za dekadę czy też dwie i nie można też jednoznacznie stwierdzić, że na edukacji zdalnej stratne jest całe pokolenie. Tutaj bowiem znów należy wziąć pod uwagę indywidualne cechy dzieci i środowiska, w którym żyją, a zatem rodziny i nauczycieli.
Katarzyna Lorenc, ekspert rynku pracy BCC, podkreśla, iż przyszłe wynagrodzenie będzie zależne od tego jaki będzie przyszły rynek pracy. Obecnie do niektórych zawodów przychodzą ludzie gorzej wykształceni niż dekadę terenu, lecz osiągają proporcjonalnie lepsze zarobki od osób o lepszych szkołach. Jest to wynik namacalnego skutku braku rąk do pracy. Odnośnie do wpływu luki edukacyjnej na PKB pamiętać należy, iż o wysokości tego ostatniego decyduje wiele czynników, w tym import, export i polityka finansowa. Tym samym należy się zastanowić nad słusznością wyodrębniania jedynie czynnika edukacyjnego.
Wielce ryzykowna jest teza, iż edukacja zdalna w okresie epidemii będzie miała aż tak dalekosiężne konsekwencje. Problem z edukacją i jej przełożeniem na gospodarkę jest innego rodzaju. Chodzi o to, że przez lata młodzież nie była diagnozowana pod kątem predyspozycji zawodowych i już dziś ponosimy ogromne koszty tego, że uczniowie wybierają niewłaściwe kierunki kształcenia. Uczą się oni bowiem tego, co chcą, co jest popularne wśród rówieśników, a nie tego, co wynika z zapotrzebowania rynkowego. Zdecydowanie brakuje promocji mniej atrakcyjnych zawodów, stąd też mamy coraz więcej prób sprowadzania pracowników z odległych krajów. Chociażby spawaczy, bardzo potrzebnych i bardzo deficytowych. Młodym osobom należy uświadamiać, iż rynek pracy bardzo szybko zweryfikuje ich wybory, a luka, z którą już obecnie mamy do czynienia, dotyczy niewłaściwego wykorzystania zasobów ludzkich.
Z kolei Jacek Kubrak z Podkarpackiego Centrum Innowacji podkreśla, że problem jest dużo bardziej ponury, aniżeli wynika to z raportu odnośnie do wpływu edukacji na przyszły wygląd rynku pracy. Jest to bowiem kwestia całego modelu edukacyjnego opartego na podawaniu i przyswajaniu wiedzy oraz kadrze nauczycielskiej, która pracuje zwykle w oderwaniu od realiów naszego świata, gdzie rozwój nauki jest błyskawiczny, a wiedza przyrasta wręcz lawinowo. Tymczasem my tkwimy nadal w systemie, gdzie króluje zasada trzech Z, czyli zakuć, zdać i zapomnieć. Uczeń cały czas jest przytłoczony wiedzą, która często i tak w praktyce nie jest mu potem potrzebna. Brakuje wyrabiania umiejętności poruszania się wśród informacji i pracy z różnymi źródłami.
Tym samym epidemia nie jest czynnikiem szczególnie destrukcyjnym, ale tym co powinno zmobilizować do zmiany całego modelu edukacji. Wręcz jest taki swego rodzaju czarny humor przekazywany przez pracodawców, do których trafia młodzież na praktyki, gdzie twierdzą oni, iż strach dać im młotek do ręki, by sobie krzywdy nie zrobili. To metafora, ale niezwykle trafna i odnosząca się do większości branż. W Polsce brakuje niestety wizji jak będzie wyglądała nasza gospodarka w przyszłości, jak ją dopasować do przepływu strategicznych towarów, usług czy też myśli technologicznych. Gospodarka zmienia się w skali globalnej, zmienia się też i rynek pracy, a teraz dodatkowo mamy jeszcze do czynienia z niżem demograficznym i spadającą populacją. Przybywa rozwiązań wykorzystujących sztuczną inteligencję, zatem dziś cenniejsze byłyby wyliczenie jakie straty dla PKB niesie niedostosowanie systemu edukacji do tych wyznań, a zwłaszcza zły system wynagradzania polskich naukowców.
Podsumowując, niewątpliwie edukacja zdalna i okres zamknięcia szkół w czasie epidemii będą miały wpływ na poziom wykształcenia uczniów. Z przeprowadzonych badań i diagnoz wynika, iż obecni 15-latkowie już teraz są w znacznie gorszej sytuacji, niż ich rówieśnicy jeszcze kilka lat temu. Tym niemniej wydaje się jednak, iż problem jest znacznie szerszy. Tutaj nie chodzi już tylko o wpływ nauki zdalnej na uczniów, lecz o cały system edukacji, który coraz mniej przystaje do obecnej gospodarki i rynku pracy, nie mówiąc już o tych elementach w kontekście przyszłości. Świat bowiem rozwija się błyskawicznie i umiejętność poruszania się pośród zalewu informacji oraz pracy z różnymi źródłami wydaje się już teraz umiejętnością elementarną. Tego jednak polska edukacja niestety uczniom nie oferuje.