Po dwuletniej przerwie, za którą odpowiedzialna była epidemia wirusa SARS-CoV-2, wywołującego chorobę COVID-19, rząd zdecydował się przywrócić postępowanie kwalifikacyjne dla kandydatów na urzędników mianowanych. Z drugiej jednak strony limit przyjęć nie uległ zsumowaniu, co sprawia, iż ma on charakter symboliczny.
Co zatem dziś wiadomo o postępowaniu kwalifikacyjnym dla kandydatów na urzędników mianowanych?
Eksperci od dawna postulują, by w korpusie służby cywilnej było co najmniej 10,0% urzędników mianowanych z kwalifikacjami potwierdzonymi w Krajowej Szkole Administracji Publicznej (KSAP). Tymczasem do tej pory są to tylko marzenia. Obecnie bowiem na 119 tys. członków korpusu mianowanych jest tylko 7,6 tys. osób, czyli 6,4% ogółu.
Poza tym z ostatniego sprawozdania szefa służby cywilnej wynika, iż doszło do spadku liczby wykwalifikowanych urzędników z potwierdzonymi umiejętnością i znajomością języków obcych. Tymczasem to właśnie tacy urzędnicy powinni być trzonem profesjonalnego korpusu.
Tymczasem już od 2016 roku nie ma w zasadzie szans na poprawę sytuacji w tym zakresie. Poza tym problemy są również w samej KSAP, wymagającej reform. Zdaniem ekspertów mocno oddalamy się od etosu służby cywilnej, tworzonego z mozołem od 1922 roku.
Generalnie korpus służby cywilnej składa się z pracowników i urzędników mianowanych. I ci pierwsi mogą już po 2 latach pracy w urzędzie, za zgodą dyrektora generalnego lub po 3 latach bez takiej zgody, przystąpić do postępowania kwalifikacyjnego organizowanego przez KSAP. W tym zakresie osoby, które najlepiej wypadną podczas egzaminu pisemnego i zmieszczą się w limicie ustalonym przez rząd, mogą liczyć na dodatek służby cywilnej, rozpoczynający się kwotą 1.000,00 zł, a wraz z kolejnymi latami pracy rosnący do kwoty 4.000,00 zł miesięcznie.
Inną drogą do zostania urzędnikiem mianowanym jest ukończenie KSAP. Przy czym jest tu warunek, iż nie można mieć więcej niż 32 lata.
W tym roku rząd zdecydował, po przerwie spowodowanej epidemią, o przywróceniu egzaminów dla pracowników służby cywilnej, którzy chcą zdobyć akt mianowania. Same dokumenty uprawniające do przystąpienia do egzaminu składać można od stycznia bieżącego roku, a termin mija w maju bieżącego roku. Niestety jednak limit mianowań jest bardzo skromny i wynosi zaledwie 245 miejsc (z czego 40 musi być zagwarantowane dla absolwentów KSAP).
W tym zakresie szef służby cywilnej wnioskował o 490 miejsc, niestety jednak rząd zdecydował o znacznie mniejszym limicie, czyli wspomnianych już 245 miejscach. To zdecydowanie zbyt mało, by realnie myśleć o wzroście liczby mianowanych pracowników pośród osób pracujących w służbie cywilnej.
Jak w tym temacie zauważa Tomasz Ludwiński, przewodniczący NSZZ „Solidarność” pracowników skarbówki, w administracji skarbowej jest bardzo dużo zdolnych pracowników chcących powalczyć o mianowanie. A skoro w ostatnich 2 latach nie było możliwości pozyskania nowych urzędników mianowanych, to limit powinien zostać zsumowany, zwłaszcza, gdy chcielibyśmy dążyć do profesjonalizacji służby cywilnej. Tylko bowiem w ten sposób, zwiększając owe limity, jesteśmy w stanie zbliżyć się do kadry składającej się w 10,0% z urzędników mianowanych.
W czym zatem tkwi problem z małą ilością limitów dla urzędników mianowanych?
Podstawowy problem tkwi w tym, iż szefom urzędów i dyrektorom generalnym nie zależy na powiększaniu grona osób, które otrzymują akt mianowania. Tym bardziej, iż z każdym kolejnym stopniem (a jest ich 9), wzrasta wysokość dodatku. Tymczasem pieniądze na ten cel znaleźć trzeba w ramach własnego funduszu nagród.
Poza tym, jak zauważa Jolanta Itrich-Drabarek z Uniwersytetu Warszawskiego, były członek Rady Służby Cywilnej, niechęć do urzędników mianowanych wynika również z tego, iż są to osoby niezależne, których bez powodu nie można się pozbyć z pracy. Mają one najczęściej własne zdanie, a ich wiedza i kompetencje znajdują potwierdzenie w niezależnym egzaminie. Tymczasem po drugiej stronie mamy często zwykłe osoby, powołane niemalże z ulicy, przy poparciu szefa urzędu, częstokroć bez odpowiednich kwalifikacji. I o ile w 1922 roku, gdy tworzono służbę cywilną, osób kompetentnych poszukiwano, gdyż byli niezbędni do tworzenia na nowo państwa polskiego, o tyle obecnie zaobserwować można wręcz tendencję odwrotną.
A co ze szkołą KSAP i jej sytuacją?
Generalnie również z KSAP docierają bardzo niepokojące sygnały, gdyż już od kilku lat kandydatów nie ma zbyt wielu. Poza tym coraz częściej mamy do czynienia ze skargami zarówno ze strony słuchaczy, jak i osób współpracujących, w tym nauczycieli. Problemem jest to, iż KSAP zaczyna zacieśniać współpracę z uczelnią Ojca Tadeusza Rydzyka i Instytutem Ordo Iuris.
Jak dostrzega jeden z nauczycieli współpracujących z KSAP: „Zachęca się słuchaczy i lektorów, aby pisali na siebie donosy. Pracownicy w proteście od wielu lat odmawiają wypełnienia ankiet. Poziom słuchaczy jest na niskim poziomie. Oceniają jednak oni naszą pracę, a jeśli nie są zadowoleni, obniżana jest nam pensja. Nawet po ostatnim zwiększeniu stypendium nie ma zbyt dużo chętnych do tej szkoły.”
Z kolei doktor Wojciech Federczyk, dyrektor KSAP odrzuca te zarzuty, choć potwierdza, iż zarządzana przez niego placówka współpracuje z uczelnią Tadeusza Rydzyka. Poza tym ocena zajęć przez uczestników jest uznaną metodą weryfikacji jakości prowadzenia zajęć. Jednocześnie pośród zasad obowiązujących w KSAP jest dbałość o wizerunek placówki, w tym w szczególności „powstrzymywanie się od wygłaszania publicznie, w tym wobec uczestników zajęć, krytycznych uwag na temat KSAP, organizacji, infrastruktury, cateringu, itp.”
Z drugiej strony władze uczelni proszą ekspertów o wyrażanie swoich uwag oraz zbieranie głosów krytycznych od uczestników, by rozwiązywać ewentualne problemy. Wszystko po to, by zapewnić jak najwyższą jakość kształcenia.
Jak podkreśla profesor Józefina Hrynkiewicz, była posłanka PiS i była dyrektor KSAP, uczelnia ta miała być kuźnią elit urzędniczych, jednak już od jakiegoś czasu nie dzieje się tam zbyt dobrze. Warto byłoby pomyśleć o całkowitej reformie służby cywilnej, jak i zmianie funkcjonowania samej szkoły, której formuła się po prostu wyczerpała. Obecnie bowiem nabór do szkoły odbywa się raz, a nie dwa razy do roku jak wcześniej. To zaś sprawia, iż w efekcie placówka utrzymywana jest dla około 40 słuchaczy.
Podsumowując, rząd zdecydował się na przywrócenie postępowania kwalifikacyjnego dla kandydatów na urzędników mianowanych. Problem jednak w tym, iż limit mianowań jest zdecydowanie za niski, a poza tym urzędnicy mianowani nie są zbyt mile widziani w urzędach. Po pierwsze są oni bowiem zbyt niezależni i posiadający własne zdanie w wielu kwestiach, a po wtóre kosztują więcej od zwykłych pracowników. Tymczasem eksperci od dawna już apelują, by udział urzędników mianowanych stanowił co najmniej 10,0% kadry urzędniczej. Jednak bez zmian podejścia, jak i reformy samej placówki kształcącej urzędników, poziomu tego nie da się osiągnąć w najbliższym czasie.