Edit Content

O nas

Jesteśmy profesjonalną agencją zatrudnienia KS Service, specjalizującą się w dostarczaniu kompleksowych rozwiązań z zakresu rekrutacji, doradztwa zawodowego oraz zarządzania zasobami ludzkimi. Znajdziesz Nas w Szczecinie, Łodzi i Poznaniu

Dane kontaktowe

Problem rozdziału pomiędzy czasem wolnym, a czasem pracy

Problem rozdziału pomiędzy czasem wolnym, a czasem pracy

Pomimo tego, iż przeznaczamy coraz więcej czasu na rozrywkę, mamy do czynienia z poczuciem, iż jesteśmy zarobieni niezmiernie mocno. Stąd też powinniśmy nauczyć się stawiać granicę, poza którą nie musimy już robić rzeczy z określonego powodu. Nadszedł wręcz moment na pewną rewolucję w myśleniu o zysku, czyli głównym bodźcu napędzającym gospodarkę całego świata.

Jak zatem spojrzeć obecnie na czas wolny i czas pracy z punktu widzenia społeczeństwa?

Zauważyć należy, iż obecnie żyjemy w czasach pełnych sprzeczności. Mamy bowiem coraz więcej, lecz coraz częściej odczuwamy pustkę. Boimy się, iż sztuczna inteligencja odbierze nam pracę, a jednocześnie walczymy o krótszy tydzień pracy. Tym samym plączą się wręcz w ludziach niespokojne i niespójne ambicje i buzują zmienne emocje, z którymi nie umiemy sobie poradzić.

Można wręcz odnieść wrażenie, że cywilizacja wchodzi w kryzys, a pisał już o tym chociażby Erich Fromm w książce „Mieć czy być”, gdzie przeczytamy o ślepej uliczce posiadania, przeciwstawiając je głębi relacji międzyludzkich. Generalnie znajdujemy się raczej nie w kryzysie, lecz w momencie dostosowania do zmian, które sami sprowokowaliśmy. Zmian potrzebnych, o ile jednak je zrozumiemy i we właściwy sposób zinterpretujemy. Zasadniczo największym wyzwaniem dla współczesnego człowieka jest odkrycie wartości lenistwa.

https://ksservice.pl/blog/rynek-pracy/dowiedz-sie-wiecej-o-pracy-opiekunki-w-niemczech/

By znaleźć wyjście z tej sytuacji i porzucić poczucie zagubienia nie potrzeba rewolucji. Wystarczy bowiem odkryć i zaakceptować w sobie duszę prehistorycznego łowcy zbieracza, który po pracy po prostu odpoczywał. W tym kontekście nie do końca sprawdzi się powiedzenie, że czas to pieniądz, bowiem pieniądz jest po to, byśmy mieli czas, a im więcej czasu, tym lepiej. Pomimo, iż brzmi to wręcz wariacko, to nie jest to do końca tak oderwane od rzeczywistości, jakby nam się wydawało. Już Adam Smith powiedział, że pracujemy tylko wtedy, gdy jest to naprawdę konieczne, bowiem z natury jesteśmy leniwi.

Pochwałę lenistwa głosił również słynny matematyk i filozof Bertrand Russell, pisząc, iż: „droga do szczęścia i dobrobytu leży w zorganizowanym zmniejszeniu pracy”. Jednocześnie podkreślał on, że: „Technika umożliwiła, by wypoczynek nie był prerogatywą małych uprzywilejowanych klas, ale prawem równomiernie rozłożonym w całej społeczności. Moralność pracy jest moralnością niewolników, a świat nie potrzebuje niewolnictwa”.

W powyższym kontekście w kwestii zysku i pracy Bertrand Russell dostrzegał coś, co w analizach problemów społecznych często umyka, mianowicie zysk jako cel naszych działań ulega ekonomicznej absolutyzacji bądź też humanistycznemu odrzuceniu. Tymczasem to błąd, bo o ile zysk był, jest i będzie konieczny do podtrzymania naszego rozwoju, o tyle rozwój może mieć, i dla większości ma, zgoła niefinansowy cel. Tym samym słusznie Bertrand Russell wyśmiewa pogląd, iż zdobywanie pieniędzy jest dobre, a wydawanie pieniędzy jest złe. To bowiem tak samo, jakby twierdzić, iż klucze są dobre, ale już dziurki od klucza nie.

Zasadniczo pracujemy dla zysku, lecz społeczny cel wysiłku to konsumpcja. Tymczasem zbyt często o tym zapominamy i przywiązujemy zbyt małą wagę do przyjemności i zwykłego szczęścia oraz nie oceniamy produkcji na podstawie przyjemności, jaką daje ona konsumentowi. W tym kontekście Bertrand Russell podkreśla, że w świecie, w którym lenistwo jest wartością, ludzie będą pracować na tyle długo, by: „uczynić wypoczynek rozkosznym, ale nie na tyle, by wywołać wyczerpanie. Ponieważ ludzie nie będą zmęczeni, w swoim wolnym czasie nie będą żądać tylko rozrywek biernych i próżnych”.

Jak zatem podejść do zagadnienia lenistwa w kontekście pracy?

Zasadniczo jakby spojrzeć na historię ludzkości, to można podzielić ją na cztery epoki. Okres łowiecko-zbieracki był epoką obfitości czasu. Wprawdzie ludzi na ziemi było wówczas niewielu, trapiły ich choroby, lecz umieli oni się zadowolić tym, co dostarczała im natura. Tym samym pracowali oni maksymalnie 4-5 godzin dziennie.

Wraz z rewolucją neolityczną człowiek nauczył się produkować nadwyżki, co zamiast jednak polepszyć jego byt, spowodowało boom populacyjny i przełożyło się, przy niewolniczo-feudalnym ustroju, na 10 tysięcy lat powszechnego deficytu, objawiającego się nędzą i krótkim życiem. W powyższym kontekście historyk Yuwal Noah Harari w swej książce „Sapiens” wyjaśnia, iż: „Wraz z przeniesieniem się do wiosek i zwiększeniem dostaw żywności, populacja zaczęła rosnąć. Ale dodatkowe usta szybko wyjadły nadwyżki, więc trzeba było obsadzić jeszcze więcej pól”. W epoce tej wolnego czasu było dużo, lecz nie był to wybór, a wyznaczony on był zachodzącym słońcem i zimą.

Z kolei wraz z nadejściem kapitalizmu i technologii można było ograniczyć dyktat natury, a ludzie porzucali wsie, na rzecz pracy w fabrykach. Pracowali jednak po 12 godzin dziennie, przez 6 dni w tygodniu, z minimalną liczbą dodatkowych dni wolnych.

W ten sposób weszliśmy w epokę obfitości środków i stopniowo zaczął wydłużać się czas przeznaczony na wypoczynek, jednak stanęliśmy u progu epoki obfitości środków i czasu.

Warto wiedzieć, iż o ile w 1870 roku robotnik w gospodarce kapitalistycznej przepracował rocznie przeciętnie od 2,8 do 3,5 tysiąca godzin, o tyle dzisiaj te widełki są rozpięte między 1,3 a 2,5 tysiąca godzin (w Polsce średnio około 1,8 tysiąca godzin). Prawdą jest, iż spadek liczby godzin pracujących mocno w ostatnich dekadach spowolnił, co może być wynikiem ograniczeń obecnych technologii i niższego tempa wzrostu produktywności, co jest już generalnie odrębnym zagadnieniem.

Inna statystyka wskazująca, iż mamy coraz więcej czasu dla siebie, to liczba świąt i dni wolnych od pracy, poza niedzielami. Od 1870 roku do 2000 roku w USA w sektorze produkcji wzrosła ona z 4 do 20 dni, w Anglii z 14 do 33 dni, a w Niemczech 13 do aż 43 dni. Generalnie, poza pewnymi wyjątkami, im bogatsza gospodarka, tym więcej dni wolnych od pracy jest przeznaczanych na wypoczynek.

Tym samym rzec można, iż historia niejako postanowiła zaprzeczyć weberowskiemu teoretyzowaniu o tym, że kapitalizm wykuwał się wyłącznie na gruncie protestanckiego etosu pracy i potępienia bezczynności. Generalnie promowanie przekonania o tym, że ciężki wysiłek jest jedyną dopuszczalną etycznie drogą, służyło elitom od wybuchu rewolucji przemysłowej, do trzymania zwykłego człowieka „tam, gdzie jego miejsce”. Jednak również masy ludzkie chciały posiadać emblematyczny dla klasy próżniaczej czas wolny i wypełniać go tymi samymi co ona rozrywkami. Poza tym, jak dowcipnie zauważa pilot wojskowy i publicysta Hal Cranmer „nawet ciężko pracujący purytanie byli gotowi codziennie łamać sobie kręgosłupy w zamian za wieczność leżenia na chmurce i grania na harfie”.

Zasadniczo sposobów na wypełnienie czasu poza pracą jest coraz więcej, a zatem nic dziwnego, że stały się one wręcz przemysłem. Mamy tutaj do czynienia z telewizją, kinem, koncertami, sportami uprawianymi aktywnie i biernie, grami komputerowymi, podróżami czy też wymyślnymi zajęciami w stylu escape roomów, jak i skoków na bungee. Wszystko to uległo umasowieniu i stało się dostępne dla zwykłego człowieka.

Na podstawie danych portalu Marketdataforecast.com wnioskować można, iż sektor rozrywki jest wart globalnie około 200 mld USD w ujęciu rocznym, a w roku 2027 ma to być już 652 mld USD. Tym samym przewiduje się, iż nastąpi trzykrotny wzrost wartości tegoż sektora w ciągu 4 lat. Generalnie pęd do wydawania pieniędzy na dobrą zabawę znacznie przewyższa tempo wzrostu gospodarczego, przy czym mowa jest tutaj jedynie o rozrywce online, a gdyby dorzucić jeszcze rozrywkę analogową, wymienione kwoty uległyby zwielokrotnieniu. Tylko w USA w 2020 roku wydatki gospodarstw domowych na rekreację wyniosły w sumie 1,2 bln USD, a w Unii Europejskiej w roku 2017 sięgnęły łącznie 710 mld euro.

Jak zatem ocenić tak znaczący przyrost sektorów gospodarki zajmujących się zagospodarowaniem czasu wolnego i wypoczynku przez człowieka?

W tym kontekście można by było sobie zadać pytanie, czy zatem jako ludzkość przebyliśmy tak ogromnie długą drogę tylko po to, by osiągnąć to, co bez specjalnego wysiłku osiągali łowcy-zbieracze, a mianowicie czas wolny, wypoczynek i swego rodzaju lenistwo. Niewątpliwie jednak nie, bowiem standard życia jest wielokrotnie wyższy, podobnie zresztą, jak i jakość spędzania wolnego czasu. Generalnie łowcy-zbieracze pracowali 5 godzin dziennie, lecz potem odpoczywali, bowiem nie mieli oni innego pomysłu na to, co ze sobą zrobić. Tym samym ich bezczynność była wymuszona i monotonna, nie rodziła w ich głowach żadnych nowych myśli i idei, czego dowodem jest technologiczno-kulturowa stagnacja tamtych czasów.

Tymczasem w epoce po rewolucji neolitycznej było już inaczej, bowiem odpoczynek i spędzanie czasu ze sobą zaowocowało folklorem, powstawaniem opowieści, pismami teologicznymi i traktatami filozoficznymi.

A zatem dziś, dzięki środkom zapewnianym przez mechanizmy rynkowe, możemy mieć cały wolny czas naszych przodków i jeszcze więcej. Ogólny trend w tym względzie jest dość klarowny, bowiem koncentrujemy się na coraz bardziej różnych formach nic nierobienia (oczywiście w sensie ekonomicznym, czyli nie nastawionym na zysk).

Generalnie jest to kierunek, w którym zmierza nasza cywilizacja, choć jeszcze nie zdajemy sobie z tego sprawy. Efekt tego jest taki, że nie umiemy pogodzić bycia i posiadania, o czym świadczą rozmaite ankiety, na których ludzie deklarują, że mają czasu wolnego za mało albo … za dużo. W roku 2017 GUS opublikował badania, z których wynikało, że 19,0% Polaków nie ma dla siebie czasu w dni powszednie, 25,0% ma go pod dostatkiem, a 6,0% uważa wręcz, że ma go zbyt wiele. Wciąż zatem jako społeczeństwo zastanawiamy się nad tym, czy mieć czy być, zamiast nad tym, jak organizować nasze życie tak, aby mieć i być.

Zasadniczo każdy z nas do dyspozycji ma dobę liczącą 24 godziny i pod tym kątem jesteśmy sobie równi. Dobę tę można dzielić na pracę produktywną i inne zajęcia, związane chociażby z utrzymaniem domu czy też wypoczynkiem. W różnych krajach z czasu wolnego korzysta się jednak w różny sposób, przykładowo:

  • w Hiszpanii, Francji czy też we Włoszech na zajęcia gastronomiczne dziennie przeznacza się około 2 godzin
  • w Polsce na zajęcia gastronomiczne przeznaczamy 91 minut dziennie
  • w Hiszpanii na sport przeznacza się dziennie 42 minuty dziennie
  • w Polsce na sport przeznacza się 23 minuty dziennie
  • w Turcji na sport przeznacza się 9 minut dziennie
  • na czas wolny spędzany z przyjaciółmi Austriacy i Duńczycy przeznaczają około 80 minut dziennie
  • w Polsce na czas wolny z przyjaciółmi przeznaczamy 45 minut dziennie

Jak zauważył już ekonomista Gary Becker, wybór pomiędzy pracą, a rozrywką ma znaczenie dla produktywności, lecz także dla produktywności znaczenie ma sama forma spędzania wolnego czasu. Stąd też wypoczynek został wciągnięty niejako w machinę produkcji i zamiast stać się finałem naszej ciężkiej pracy, został on jego funkcjonalnym elementem. Zapewne zatem dlatego, jadąc na urlop, mówimy znajomym, że chcemy „naładować akumulatory”. Zapewne dzieje się tak dlatego, że tłumaczymy się w ten sposób, prosząc o wybaczenie i zapewniając, że nasz odpoczynek będzie tak długi, jak to konieczne, ale na pewno nie dłuższy.

W powyższym kontekście zespół ekonomistów w pracy pod nazwą „Leisure Time and Labor Productivity: a New Economic View Rooted From Sociological Perspective” podkreśla, że: „kiedy czas wolny osiąga optymalny poziom (5,813 godziny), ma efekt kompensacyjny w stosunku do pracy i może pozytywnie wpływać na produktywność pracy, ale kiedy przekracza optymalną wartość, ma efekt substytucyjny i może negatywnie wpływać na produktywność pracy.”

Z kolei prof. Krzysztof Pelc, politolog z McGill University w Montrealu, na łamach czasopisma „The Atlantic” pisze, iż: „Sektor prywatny dostrzega wartość wolnego czasu i dlatego tak bardzo stara się zatrzeć granice między pracą a niepracą. Eksperci od zarządzania zachwalają, że drzemki w pracy mogą napędzać kreatywność. Myślące przyszłościowo firmy wprowadzają hamaki biurowe, stoły do piłkarzyków i happy hours. Biorąc pod uwagę, że prawie połowa amerykańskiej siły roboczej jest obecnie zaangażowana w jakąś formę pracy opartej na wiedzy, zdolność do wykorzystania kreatywnego potencjału czasu wolnego nabrała realnej wartości ekonomicznej”.

Jednocześnie prof. Krzysztof Pelc przestrzega przed tym trendem, bowiem czas wolny przynosi wiele błogosławieństw, lecz tylko wówczas, gdy jest to naprawdę wypoczynek, a zatem: „robienie rzeczy dla nich samych, dążenie do tego, czego się chce. Powinniśmy walczyć z chęcią zredukowania go do wydajności (…). Jeśli wypoczynek jest uzasadniony przez jego wkład w inne cele społeczne – innowacje, produktywność, wzrost – to traci on wszelką zauważalną wartość, gdy tylko wejdzie w konflikt z tymi celami.”

Jak zatem właściwie podejść do zagadnienia rozdziału czasu pracy od czasu wypoczynku?

Zasadniczo zerwać powinniśmy z czarno-białym myśleniem, które przeciwstawia cnotę pracy występkom lenistwa. Nie żyjemy już w gospodarce, w której to, ile wytwarzamy, zależało od tego jak długo pracujemy. Jeśli bowiem jeszcze 100 lat temu można było faktycznie dorobić się, po prostu zakasując rękawy, to teraz, w gospodarce opartej na wiedzy, byłaby to co najwyżej droga do podwójnej płacy minimalnej i przedwczesnego zawału serca.

Obecne zajęcia zarobkowe i przedsiębiorcze wymagają zdecydowanie więcej elastyczności i łączenia odrębnych dawniej elementów pracy i rozrywki, co samo w sobie jest umiejętnością, której jeszcze nie nabyliśmy. Rozumieją to doskonale osoby pracujące zdalnie, gdy bowiem sporządzają one monotonne raporty w Excelu, w tle mając włączony serial „Przyjaciele”, to pytanie, czy one jeszcze pracują, czy też zażywają rozrywki. Albo też, gdy krzątają się w kuchni, ze słuchawką przy uchu, przygotowując obiad dla dzieci, które zaraz wrócą ze szkoły, to czy pracują, czy też nieodpłatnie zajmują się domem.

Na takie pytania nie ma prostych odpowiedzi, bowiem są to całkiem nowe zagadnienia. Stąd też, zamiast umiejętnie łączyć różne rodzaje zajęć, często bez namysłu je mieszamy, przez co zadzierają się jej granice i ginie ich istota. Bowiem to, co nominalnie jest rozrywką, staje się tłem pracy, bądź też praca staje się tłem rozrywek. Tym samym jako ludzie posiłkujemy się muzyką, filmami czy też innymi rozpraszaczami, by jakoś przetrwać dzień pracy, lecz nie koncentrujemy się na nich na tyle, aby wynieść z tego choćby chwilową przyjemność.

Pomimo, iż konsumpcja dóbr służących rozrywce rośnie, to nasze poczucie, że jesteśmy zarobieni „po kokardę” nie ustępuje. Tym samym winniśmy skoncentrować się na próbie odnalezienia chwil, które umielibyśmy przeznaczyć na lenistwo. Musimy nauczyć się stawiania granicy, poza którą nie musimy robić rzeczy z określonego powodu.

Jak podkreśla chiński filozof wolnościowy i wynalazca Lin Yutang: „… człowiek, który mądrze próżnuje, jest najbardziej kulturalnym człowiekiem”. A zatem czas naprawdę wolny i mądre lenistwo jest otwarciem się na samego siebie. To rezonuje ze słowami katolickiego filozofa niemieckiego Jozefa Piepera, przekonującego, iż istota wypoczynku leży w celebracji natury, życia i boskości w pełnym spokoju i relaksie. I w takich chwilach zapewne przyjdzie impuls, skłaniający nas do przewertowania kilku stron książki, długiego spaceru, rozmowy z partnerem czy też natchnie nas przełomową ideą, którą dusiła do tej pory rutyna codzienności. Bądź też i nie, bowiem prawdziwy leń nie czeka, aby coś z tego, poza samym lenistwem, mieć.

Zakładać zatem należy, iż odnalezienie chwili prawdziwego spokoju upodobni nas niejako do największych myślicieli, ceniących sobie nudę, a często nawet pogardzających pracą.

Aby ta zmiana rzeczywiście zaszła, nie potrzeba żadnych nowych instytucjonalnych rozwiązań, a ideę tę realizować można dostępnymi środkami i każdy powinien robić to we własnym zakresie. Powinniśmy uświadomić sobie, iż produktywności w XXI wieku nie powinniśmy już wyciskać z ludzi, lecz z technologii i maszyn oraz dzięki reformom, takim jak zniesienie zbędnych regulacji, prywatyzacja czy też ograniczenie barier migracyjnych i przeciwstawianie się protekcjonizmowi, utrudniającemu nie tylko przepływ towarów i usług, ale przede wszystkim przepływ idei. By zatem móc leniuchować powinniśmy walczyć o kapitalizm, bowiem to on pozwala osiągnąć nam status filozofów, a dzięki rozwojowi gospodarczemu stać nas, aby kupić sobie czas na przyjemności i myślenie przeżywane dla niego samego, a zatem czas na bycie dla samego bycia.

Podsumowując, jako społeczeństwo jesteśmy w przededniu poważnych i znaczących zmian w naszym podejściu do czasu pracy i czasu wypoczynku. Pomimo bowiem, iż statystycznie przeznaczamy coraz więcej czasu na rozrywkę, to rośnie w nas poczucie, że jesteśmy niesamowicie mocno zarobieni. Stąd też winniśmy nauczyć się stawiania granicy, poza którą nie musimy już robić rzeczy z określonego powodu. Zatem odkryć powinniśmy wartość lenistwa samego w sobie.